Stara Waśń
OpowieśćRegulaminGaleriaKontaktNowościZwycięzcy

Powrót 

Powrót do spisu opowiadań

Opowiadanie o Jarlu Bjarnim i Kniaziu Kurganie



- Jarlu, chcą z tobą rozmawiać – młodzieniec, któremu wąs ledwo się sypnął pod nosem, skłonił się przed Bjarnim. Jarl kiwnął powoli głową i skinął na jednego z niewolnych. Ten podbiegł szybko z bogato zdobionym pasem i przysposobionym do niego mieczem. Bjarni uniósł ramiona i niewolny zapiął mu pas na biodrach.

- Dużo ich? - spytał wciąż czekającego na odpowiedź młodzieńca.

- Ciemno jeszcze... Ledwo świt różowi się... - wyjąkał chłopak.

Bjarni zmarszczył brwi:

- Nie widziałeś chłopcze błysku szyszaków? Ni stali kolczug i toporów?

Chłopiec stropił się:

- Widziałem... z wałów. Las skrzył się w świetle księżyca niczym łąka skropiona rosą o wschodzie słońca.

Bjarni uśmiechnął się:

- Eh, młodzi... Patrzycie, a nie widzicie...

Jarl odpędził niewolnego, który poprawiał na nim szatę i wyszedł przed swoje domostwo. Stał na potężnym majdanie swojego grodu, otoczony przez dziesiątki chat z których leniwie snuły się nitki dymu. Noc ustępowała dniowi i była to najbardziej senna część doby – kiedy to księżyc nie wiedział, czy jeszcze ma świecić, a słońce z oporem podnosiło się ze swego leża.


Stara Waśń


Jednak tu, w tej osadzie. mało kto spał. Odkąd miesiąc temu u wrót jego bram pojawili się najeźdźcy, dzień i noc na wałach stały warty, a zbrojni spali lekkim snem przy ogniskach rozpalonych między chatami. W jego grodzie, największym w okolicy, zebrali się ci sąsiedzi wobec których deklarował swoją przyjaźń i pomoc w ciężkich chwilach. W zamian za to oni oddawali mu część swych łupów i dostarczali wojska. No i tytułowali jarlem. Teraz, gdy cały kraj gorzał płomieniem wojny, wszyscy z nadzieją patrzyli na swego przywódcę. Bjarni dosiadł podprowadzonego mu konia i ruszył przez majdan. Minął ogromną bramę grodu właściwego i wjechał na pierwsze z podgrodzi – Portowo. Tu, zamiast skierować się prosto ku kolejnemu wałowi i bramie, skręcił ostro w lewo i wzdłuż fosy otaczającej jego gród, podjechał do swoich okrętów. Z dumą, ale i smutkiem patrzył na wyciągnięte na brzegu smukłe kadłuby drakkarów i lekko ciężkawe, drewniane ciała knorrów. Kiedyś siały strach na obu brzegach Dniepru i jego dopływach, teraz, być może posłużą jego ludowi jako ostatnia deska ratunku ratując przed ostrymi mieczami najeźdźców. Minął spowite mgłą nabrzeże i dumnie wychylające się z białych tumanów smocze dzioby okrętów. Dojechał do końca portu i znowu wzdłuż wału skierował się do kolejnej bramy prowadzącej do podgrodzia zwanego Jatką. Strażnicy nie pytając kto zacz uchylili wrota i zaraz w nozdrza Jarla uderzył smród bydlęcych odchodów wymieszanych z zapachem pieczystego. Jatka – podgrodzie rzeźników i hodowców bydła, od strony południowej, bliższej właściwemu grodowi, z której teraz nadciągał Bjarni, obsypana była wzdłuż wałów wianuszkiem karczem i zajazdów, w samym środku zaś udekorowana kilkudziesięcioma rzeźniczymi chatami, skórownikami i kuśnierzami. Na Północy dekorowały ją zagrody z bydłem – zazwyczaj niezbyt zapełnione, jednak teraz, gdy okoliczni hodowcy ściągnęli pod opiekuńcze skrzydła Jarla, pękały w szwach od rogacizny i nierogacizny wszelkiego autoramentu. Tu, na tym podgrodziu, ruch nie zamierał nigdy – za dnia słychać było dogłosy zarzynania bydła i oprawy mięsa, a nocami gwar pobliskich karczem i zajazdów. Nawet teraz, gdy słońce z oporami wstawało, tutaj ludzie kręcili jakby nigdy złoty krąg nie zachodził. Z karczem wypadali ostatni goście wieczorno-rannych libacji, a na posiłek schodzili się wartownicy po nocnym pilnowaniu porządku w grodzie i na wałach, alejkami kręcili się mężczyźni i kobiety obładowani połciami mięsa, rzeźnicy wywieszali w wędzarniach swoje wyroby, porcjowali mięso, a przy zagrodach z bydłem w najlepsze szedł handel żywcem. Bjarni wjechał na ostatnie, a patrząc od strony zewnętrznej pierwsze, największe podgrodzie. To miejsce, ogrodzone wysokimi wałami, stanowiło pierwszą linię obrony poddanych Jarla. Tu też, między chatami, spoczywali zbrojni, w każdej chwili gotowi chwycić za oręż, by stawić czoło wrogowi. Jarl patrzył z zadowoleniem na swoich wojów. Wielu z nich to weterani setek bitew, poznaczeni bliznami, spokojni, pewni siebie mężczyźni, świadomi mocy obronnych tego grodu, gotowi oddać życie w chwalebnej walce. Byli też młodsi stażem wojownicy – ci tylko z pozoru sprawiali wrażenie spokojnych i choć starali się jak wiarusy okazywać pewność siebie i nonszalancję, wprawne oko od razu wyłapywało różnice między młodzikiem a starym wojem. Choćby to, że wszyscy młodzi nosili się pod bronią, a wiarusom wystarczało, żeby oręż spoczywał jedynie w zasięgu wzroku. Pod bramą prowadzącą poza grodziszcze, czekali na niego pomniejsi wodzowie, wśród nich młody Thornulf, barczysty, skory do wybuchów wściekłości świetny wojownik. Obok niego, na siwku, siedział Ragnar, starszy od Bjarniego, ale i ustępujący mu godnością, mądry wódz Waregów żyjących na lewym brzegu Dniepru. Cała grupa, po krótkim powitaniu, dołączyła do Bjarniego i wraz ze strażą przyboczną opuścili przyjazne wały grodziszcza. Poranna mgła snująca się znad wypełnionej bagnistą wodą fosy wypełniała błonie przed grodem i niczym morski przybój próbowała wedrzeć się po wałach do grodu. I nawet słońce, które właśnie zaczęło prześwitywać między drzewami nie miało siły, żeby przepędzić precz białe opary. Jednak im bardziej oddali się od fosy, tym pasma mgły były coraz rzadsze, by w końcu zniknąć oddając powietrze we władanie słonecznym promieniom. Jechali gościńcem prowadzącym do lasu na skraju którego stał ogromny namiot we wschodnim stylu. Kiedy zauważono poczet Bjarniego powoli wyłaniający się z mgły, przy namiocie rozpoczął się ruch, a las za nim zafalował i błysnął stalą. Jarl nie zwrócił uwagi na kilku konnych, którzy oderwali się od namiotu i kłusem ruszyli w ich stronę. Jako jeden z nielicznych z poselstwa, nie patrzył na nadjeżdżających, ale uważnie przyglądał się skrajowi lasu w którym wrzało. To najeźdźca wycofywał swoje wojska w głąb zielonych ostępów. Rżały konie jazdy zmuszone do cofnięcia się, a wzdłuż całego lasu rozlegały się ciche pogwizdywania dowódców poszczególnych drużyn. Gdzieś tam poskrzypywało koło jakiejś machiny oblężniczej, albo dało się słyszeć przekleństwa tarczownika, który zaplątał się dzikie chaszcze. Cały las pełen był ludzi – jeszcze przez chwilę trwał ten harmider, by nagle całkowicie ucichnąć. Bjarni uśmiechnął się do siebie. Zrozumiał przesłanie swego przeciwnika: nie chcemy z wami walczyć, ale jeśli dalej będziecie stali nam na drodze, rozdepczemy was. Do grupy posłów jadących z grodu dotarli jeźdźcy spod namiotu. Przewodził im strojny w bogate szaty wojownik noszący wschodnie uzbrojenie – szeroką szablę i buławę, wodzowski symbol.

- Kniaź Kurgan, pan tych ziem...

- Pan?! - przerwał mu młody Thornulf. Bjarni uniósł dłoń uciszając go.

- ... pragnie śniadać z wami – niewzruszenie skończył posłaniec.

Cała grupa, powoli i dostojnie, ruszyła do namiotu. Lestek, bo tak się nazywał poseł Kurgana, jak przystało na gospodarza, przez całą drogę zabawiał gości rozmową, a to o polowaniach, a to o wielkich bitwach, by w końcu zagłębić się w opowieść o cudownościach dalekich krain Orientu. Kiedy zbliżyli się do namiotu, ich przewodnik pożegnał się i pognał wraz ze swoimi ludźmi w stronę lasu. Wpadł między drzewa i znikł tak jak niedawno przepadła tam potężna armia. Przed namiot wyszedł sam Kurgan, człowiek starszy, który już dawno porzucił fach wojownika, ale wciąż był przy władzy z racji swojej mądrości i urodzenia.


Stara Waśń


- Zsiądź, jarlu, i zechciej mi towarzyszyć przy śniadaniu – Kniaź uprzejmie, ale bez służalczości skłonił się swemu gościowi. Bjarni odpowiedział uśmiechem i pozdrowieniem. Oblizał sie ze smakiem czując napływający z namiotu zapach dziczyzny. Bogowie, jak już dawno nie miał w ustach sarniny upieczonej na wolnym ogniu! Wszyscy, zarówno goście jak i gospodarze, zasiedli w namiocie sposobem wschodnim, na rozpostartych na ziemi zwierzęcych skórach. Zaraz też przed ich oblicza wjechały misy z parującym mięsiwem, wędzonymi szynkami, kiełbasami, pieczonym udźcami sarnimi i jelenimi, dzikim i hodowlanym ptactwem zapiekanym w glinie. Wszystko to okraszone suszonymi i wędzonymi owocami, brukwią i rzepą. Uczty dopełniały przeróżne trunki, począwszy od najprzedniejszych półtoraków lipowych, gryczanych, koniczynowych i malinowych, poprzez gęste i pożywne piwa jęczmienne, wina greckie, włoskie, a nawet frankijskie, na kumysie ze wschodu kończąc. Kto nie chciał sie raczyć alkoholem, ten mógł popijać wodę źródlaną osłodzoną miodem. Mógł też zażyć mleka owczego, koziego i krowiego, czy też brzozowego soku. Kiedy wśród przeróżnych uprzejmości wszyscy uraczyli się posiłkiem, odbeknęli na znak, że im smakowało, uprzątnięto zastawę, pozostawiając jedynie napitki i wniesiono wilgotne ścierki do przetarcia rąk. Jeszcze przez chwilę, pozwalając, by ich żołądki spokojnie zaczęły trawić posiłek, rozmawiano o wszystkim i o niczym. Zaraz jednak Bjarni rozejrzał się po namiocie i zagaił:

- Widzę, kniaziu, że chociaż żeście Słowianin, to ostatnio ze wschodnia się nosicie, po wschodniemu jadacie, a i w twojej armii co w lesie stoi sporo wschodniej broni macie...

Kurgan westchnął ciężko:

- Wiadomo ci jarlu, że od jakiegoś czasu Orda od wschodu nadciąga, Orda co z setek tysięcy konnych wojów się składa, Orda co ruchliwa i kąśliwa jest niczym ta osa, tyle, że po wielokroć pomnożona.

- Znam ci ja te wieści – przytaknął Bjarni. - Wiem o Ordzie co swej stałej siedziby nie ma, a swe domy na kołach wozi. Wiem też o ich zwyczajach zniewalania całych ludów, a wyrzynaniu tych co poddaństwa przyjąć nie chcą. Czy to cię zbrojnego pod me bramy sprowadza?

- Tak, jarlu – Kurgan smętnie pokiwał głową. - Kiedy kilka lat temu z trudem stawiliśmy czoła armii Ordy, myśleliśmy, że rozprawiliśmy się z nimi na zawsze – wszak tylu ich usiekliśmy... A to jeno podjazd był...

- Podjazd był... - podrapał się po brodzie Bjarni marszcząc brwi. - Nie może być, żeby dwieście setek najprzedniejszych wojów jedynie szpicę stanowiło!

- Prawda to jednak. Jeno to szpica była, a i tak praweśmy w boju zlegli, choć wszystkie ludy mieszkające na tej ziemi jak twoi wikingowie co niedawno z północy nadciągnęli, czy też Waregowie Ragnara, jak i moi Słowianie po lasach rozrzuceni, stawiły im zaciekły opór niemalże na śmierć wykrwawiając się. Teraz główne siły od wschodu ciągną, a potęga ich zaćmiewa wszystko, co do tej pory na świecie spotkać można było... moi zwiadowcy donieśli mi, że nadciąga potężna armia Ordy, której przejście dwa dni zajmuje, a po niej zostaje ziemia na szerokość końskiego stajania zryta i przemielona jakby ją kto radłem zruszył...

- Nie ma takiej potęgi! - zakrzyknął Thornulf zrywając się z miejsca. - Bajki nam prawicie!

Kurgan spokojnie popatrzył na młodego wodza:

- Po cóż miałbym tu wam bajdurzyć, przecież my sąsiedzi, co to nie raz ramie w ramię stawali, a i czasem przeciwko sobie miecze wznosili. I choć wyście na prawą stronę Dniepru, na nasze ziemie, kilkadziesiąt lat temu przybyli, z zamiarem gospodarzenia tu na wieki i o zgodę nas w ogóle nie pytali, to żadnych przeszkód wam nie robiliśmy i żyć w spokoju pozwoliliśmy, bo ziemi tu dostatek. W zamian za to świat przed nami otworzyliście i dóbr wszelakich nawieźliście... Wy macie z tego pożytek i my mamy... Po cóż nam więc was straszyć? Wszystkich Słowian z osad ściągać i pod wasz gród zbrojnych zbierać? My bajek nie prawimy, my jeno za użytkowanie naszych ziem daninę chcemy w końcu pobrać...

- Jaką daninę? - zaniepokoił się Bjarni.

- My, Słowianie – smutno zaczął kniaź – spokojnym narodem jesteśmy, lubującym się w ziemi co nas nosi, karmi i ubiera. Nieskorzy jesteśmy raczej do wojaczki, ale gdy trza, to lemiesze na topory i miecze przekuć też możemy. Jednak jedyne na czym nam zależy to na pokoju z sąsiadami, bo pokój to dobrobyt i spokojny wzrost zbóż. Wy, Ludzie Północy, to urodzeni wojownicy i handlarze, równie dobrze władający orężem co wagą. Macie łodzie by szybkich najazdów dokonywać, u was każdy chłop to woj – jak więc z wami o naszą ziemię co to ją sobie zagarnęliście wiele lat temu walczyć nam szło, jak u nas ręce, tak jak wasze twarde, ale nie od styliska topora, a jeno od pługa? Jednak gdy Orda nadeszła, pola nasze spaliła, ziarno, miód i bydło zagarnęła nic nam nie zostało jak lemiesze w oręż zamienić i opór stawić. Gdzie tu jednak opór stawić jak Orda w polu niezwyciężona, na małych konikach, ałłując jak dropie nas wystrzeliwuje? Grodu potrzebujemy, jarlu. Największego grodu w okolicy. Potrzebujemy, takiego grodu jak wasz.

- Mamy gród wam i ziemię bez walki oddać!? - znowu zerwał się Thornulf. - Szybciej kruki wami nakarmimy!

Bjarni zimno patrzył w oczy kniazia. W myślach trawił słowa Kurgana. Jeśli prawdą jest to co mówił o Ordzie, to nie ma nic co by jej potęgę mogło powstrzymać. Nawet Słowianie choć liczni jak piach na plażach Dniepru w połączeniu z siłami wikingów i Waregów nie mają wystarczającej mocy by pokonać milionowa armię Ordy. Walka z Ordyńcami to samobójstwo. Jarl rzucił krótkie spojrzenie na Ragnara. Ten skinął głową zgadzając się z jego myślami. Reszta jego wodzów nie miała nic do powiedzenia w tej sprawie – pójdą za nim i Ragnarem.

- Kniaziu – zaczął - odstąpimy wam grodu. - Thornulf sapnął z wściekłością. Bjarni ściął go wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. - Proponujemy wam jednak byście z nami na północ ruszyli...

Kurgan pokręcił przecząco głową:

- Jarlu, dziękujemy za tę propozycję, ale nie skorzystamy. Wy tu ledwie niecałe pokolenie siedzicie – my tu z dziada pradziada korzenie zapuszczamy. Wy swe miejsce jeszcze znajdziecie śród swych krewnych na Północy, my nigdzie schronienia nie najdziem. Tu przyszło nam żyć, na tej hojnej ziemi i tu, wśród kości przodków zlegniemy. - Kniaź spojrzał na czerwonego z wściekłości Thornulfa – A i chętnie do grona swego przyjmiemy tak znakomitego woja jak Thornulf, syn Grimma. Jeśli chcesz bronić tej ziemi to rób to z nami, nie przeciwko nam. Jeśli uda nam się odeprzeć Ordę, w co nie wierzę, to z radością wyśle cię po Bjarniego, żeby wrócił, bo dobrym sąsiadem był. Póki jednak co, gród ten jest miejscem tylko dla tych co śmierci pragną... Dla tych co nic do stracenia nie mają, jak zbrojnie czoła wrogowi stawić.

Thornulf uspokoił się:

- Wybacz, kniaziu, za mój wybuch. Ciężko jest rozstawać się z czymś co budowało się całe życie. Rozumiem jednak teraz, że za decyzją Bjarniego nie stoi tchórzostwo, a jedynie rozsądek. Inaczej zachowuje się młokos co ma pod opieką ledwo co założoną rodzinę, a inaczej wódz co ma pod sobą wiele rodzin.

Bjarni uśmiechnął się:

- Mądrość przez ciebie przemawia, Thornulfie, synu Grimma. Na jakich warunkach odbędzie się przekazanie grodu? - tu zwrócił się do Kurgana.

- Niczego od was nie chcemy, tylko grodu, który stanowić będzie zapłatę za użytkowanie ziemi przez te wszystkie lata. Możecie zabrać wszystko co macie w grodzie ruchome. My postaramy się powstrzymać Ordę jak najdłużej...

Bjarni patrzył na kniazia nabierając coraz większej sympatii do tego człowieka. Chociaż nie miał zbyt wielkiego szacunku do Słowian, widząc w nich jedynie spokojnych rolników i ewentualnie dobry materiał na niewolników, to teraz objawili mu się jako nowy naród. Byli raczej jako te pszczoły, a nie muchy jak sobie ich wcześniej wyobrażał. Właśnie takie pszczoły, co to całymi dniami ciężko pracują, ale w chwilach gdy trzeba walczyć o ul gotowe są, żądląc, oddać za niego życie. Podniósł sie ze skór, uścisnął po bratersku z kniaziem i wyszedł z namiotu. Słońce stało już dość wysoko nad lasem skutecznie przepędzając mgłę sprzed wałów jego grodu. Bjarni westchnął ciężko. Chętnie by został tu i z nie mniejszym zapałem niż Thornulf rzucił się do walki o swoją własność, jednak odpowiadał nie tylko za siebie, ale za setki kobiet i nie mógł pozwolić by stała się im krzywda. Władza, to nie tylko przyjemności. To również służba innym. Dosiadając konia rzucił:

- Nie będę nikomu przeszkadzał jeśli będzie chciał zostać by wspomóc kniazia Kurgana. Resztę poprowadzę na północ, gdzie postawimy nowy gród z dala od Ordy.

Spiął wierzchowca ostrogami i poderwał go do galopu. Na północ, gdzie stanie nowy gród.


Olaf Wesoły (Wojciech Świdzieniewski)


Stara Waśń


Powrót do spisu opowiadań



Menu

___________________________________________
Kontakt: admin@starawasn.com Wersja Polska
Zalecana przeglądarka to Google Chrome lub Mozila FF.
Gra autorska: intechspiration.com
Wersja: 6
2006-2024
Polityka Prywatności